Czechy to kraj mocno ateistyczny. Praktykujących katolików jest tam 5%. Nasz południowy sąsiad jest jednym z najbardziej zlaicyzowanych państw na świecie. Aby zobrazować stan wiary w Czechach, to wyobraźmy sobie, że w 10,000 miejscowości, na codzienną mszę przychodzi około 10 osób, a w niedzielę około 100. Honza (pseudonim, prawdziwe imię to Jan), bohater dzisiejszego świadectwa, wychował się w całkowicie laickiej rodzinie i społeczeństwie.
Świadectwo Honzy:
W mojej klasie było 35 uczniów i tylko jeden z nich był osobą wierzącą. Ten chłopak nikomu się do swojej wiary nie przyznawał, bo się bał o tym mówić. Ja w swoim dzieciństwie nie słyszałem nigdy słowa Bóg. Nigdy też nie byłem w kościele. Nie myślałem więc nawet o tym, czy Bóg istnieje czy też nie. Mój tato jest znanym lekarzem neurochirurgiem, wielkim autorytetem. Obecnie jest posłem na sejm. Moja mama natomiast jest nauczycielką matematyki. Wyrastałem więc w środowisku racjonalnym, dalekim od wiary w Boga. Kiedy miałem kilka lat, moi rodzice się rozwiedli i wychowywała mnie mama i mój ojczym. Pochodził on z sierocińca i nie spełniał się zbytnio w roli ojca. Współżycie z nim czasami bywało bardzo trudne. W ciągu 24 lat wspólnego życia nie przypominam sobie aby w mojej rodzinie były jakieś rozmowy o wierze.
Gdy miałem 14 lat rodzice kupili mi gitarę. Zaczynałem interesować się muzyką, grać folk, potem rocka i muzykę metalową. Zacząłem też grać w kapeli muzycznej. Obracając się w środowisku muzycznym w dość młodym wieku szybko nauczyłem się pić, palić i brać narkotyki (trawka, haszysz, LSD). Takie rozrywkowe życie prowadziłem do 24 roku życia i coraz bardziej prowadziło ono do ruiny. Taką kropką nad i było przyjście do naszego zespołu 14-letniego gitarzysty, który był satanistą i uprawiał czarną magię. Paradoksalnie to był pierwszy poznany człowiek w moim życiu, który wierzył w coś duchowego. Mnie to bardzo zainteresowało, bo było to czymś innym niż to, co do tej pory doświadczałem, czyli pustkę duchową. Kupiłem sobie nawet książkę o czarnej magii. Choć sam muzyki satanistycznej nie komponowałem, zdarzało mi się takiej muzyki słuchać. Ja nie wiedziałem, że to jest niebezpieczne. Mój przyjaciel, który tym się zainteresował głębiej, popełnił samobójstwo i się powiesił. Chłopak, który wciągnął nas w ten temat skończył w psychiatryku. Ja sam popadłem we schizofrenię i paranoję, poczucie, że ktoś mnie nieustannie śledzi i prześladuje. Ciągle się gdzieś chowałem. Miałem też silne wewnętrzne bóle. Ten stan trwał kilka tygodni. Nikt w tym czasie nie potrafił mi pomóc a mój stan się pogarszał. Zacząłem już myśleć o tym, że chcę popełnić samobójstwo.
Ja w tym czasie studiowałem w Brnie w Czechach i pewnej nocy, kiedy przebywałem sam w swoim mieszkaniu na szóstym piętrze, usłyszałem głos: „wyskocz przez okno”. Głos ten mówił mi, że kiedy to zrobię, to będę miał spokój. I ja poszedłem za tym głosem i chciałem to zrobić. Podniosłem się z łóżka aby otworzyć okno, ale w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Powiedziałem: „proszę wejść”. Otworzyły się drzwi i w nich stanął 30-letni chłopak, i powiedział:
– Cześć, jestem chrześcijaninem, mogę z tobą porozmawiać?
Powiedziałem, aby wszedł, ale nie dlatego, że ja chciałem coś usłyszeć o religii. Ja o religii myślałem tylko źle, że jest ona dla głupców i szkodzi ludziom. Mój ojczym często krytykował papieża i używał przekleństw wobec niego i Kościoła. W szkole również mi mówiono, że Kościół to jest coś złego. Dlatego bałem się, ale pomyślałem sobie, że kiedy ten chłopak będzie ze mną w pokoju, to ja nie zrobię czegoś głupiego i nie wyskoczę przez okno.Powiedziałem mu: „wejdź do środka, usiądź i mów”. I on zaczął mi opowiadać o Jezusie Chrystusie. I powiedział mi, że Jezus umarł za mnie. Ja jednak nie mogłem pojąć o czym on mówi, tak jakby mówił do mnie w obcym języku. Zadawałem sobie pytanie, dlaczego ktoś miałby za mnie umierać? On dalej opowiadał o Jezusie, ale jego słowa nie trafiały do mnie, bo ja ich nie rozumiałem.
Ale nagle stało się coś wyjątkowego. Odczułem mrowienie głowy, które potem zaczęło wędrować po całym moim ciele i stawało się coraz silniejsze. Nagle to uczucie przemieniło się w radość i słodycz, jakiej nigdy nie odczuwałem wcześniej. Zostałem cały wypełniony szczęściem. Z tej radości zacząłem płakać i łzy płynęły mi ciurkiem. Nie mogłem tego płaczu powstrzymać i z kolejnymi łzami odczuwałem ulgę. Czułem, że życie do mnie wraca i jestem uzdrawiany. Zacząłem tracić kontakt z rzeczywistością, zniknęła dla mnie rzeczywistość i czas. Ale jednocześnie czułem jakbym wracał ze snu do rzeczywistości. Bo do tej pory to co rzeczywiste wydawało mi się snem. Czułem się coraz bardziej szczęśliwy i przestrzeń wypełniało poczucie ogniska domowego. Pierwszy raz w życiu doznałem uczucia ciepła rodzinnego. W tej atmosferze nagle zacząłem nawiązywać osobistą relację z Bogiem. Czułem, że ja przynależę do Niego a On przynależy do mnie. Od razu wiedziałem, że to jest Jezus i odczuwałem, że to jest mój Tato. Kochałem Go ponad wszystko i nie chciałem Go opuścić. Wszystko rozumiałem co chce mi przekazać, nawet jeśli nie używaliśmy słów. Widziałem Jezusa jakby we mgle, ale jednocześnie zupełnie wyraźnie wzrokiem duchowym. To był szczególny sposób połączenia umysłów i serc, wiedzieliśmy o sobie nawzajem co każde z nas czuje. Nie musieliśmy wypowiadać żadnych słów. W tej duchowej relacji czułem, że traktował mnie jak własnego syna.
Ja mam na imię Jan. Ale nikt nigdy do mnie nie mówił Jan. Wszyscy mówią do mnie Honza. Ja sam odczuwałem siebie jako Honza, a nie Jan. Ale On się do mnie zwrócił: „Mój Janku”. Doskonale Go znałem, więcej niż siebie. Był w całym moim życiu, w przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Pokazał mi pewne obrazy, niektóre moje sytuacje z dzieciństwa, kiedy bił mnie mój ojczym. Ja wtedy uciekałem z domu i płakałem na skraju pola. Zobaczyłem ten obraz i widząc siebie w tym obrazie zaczął wiać wiatr i to pole zaczęło się kołysać jak fale na morzu. A moim marzeniem od dziecka było zobaczyć morze. I On tę sytuację uczynił dla mnie. Zapomniałem wtedy o swoim bólu i zacząłem się śmiać.
Jezus pokazał mi, że przynależę do Niego i że On zostanie ze mną do końca mojego życia. Uświadomił mi, że szatan chciał mnie zabić. Jezus powiedział, że będzie się o mnie troszczył i wyzwoli mnie z sytuacji, z których ja nie potrafiłem wyjść. Uświadomił mi również, że może mnie wyzwolić z moich wszystkich nałogów. Ale czułem też, że On potrzebuje na to mojej zgody. Powiedziałem więc: „zabierz ode mnie narkotyki, papierosy, alkohol”. Chciałem, żeby On to zabrał, bo byłem szczęśliwy, że jestem z Nim. Miałem przy Nim wszystko, bo On jest wszystkim. To takie uczucie, że niczego innego nie potrzebuję. Odczuwałem, że jest moim domem, egzystencją, szczęściem, nadzieją. A ja bałem się, że kiedy bym zostawił dla siebie te nałogi, to bym Go stracił. Od tamtego czasu nie dotknąłem się już narkotyków, alkoholu, papierosów. Zostałem od tego uwolniony w jednej chwili. Zdecydowałem się również na celibat, bo poczułem, że z moje życie seksualne nie jest w porządku. Wiedziałem też, że Jezus chce, abym oddał mu wszystko co mnie oddziela od Niego. Ja grałem ciężki metal, i On chciał, abym Mu też to oddał. Ale ja kochałem grać tę muzykę. Powiedziałem jednak, że to wszystko Mu oddaję. Zastanawiałem się co mam teraz zrobić. Bałem się, bo z jednego z filmów wiedziałem, że istnieją zakonnicy i myślałem, że będę musiał teraz udać się do klasztoru. A ja wtedy chodziłem ze swoją dziewczyną Zdenką. I wystraszyłem się, że wolą Jezusa będzie, abym ją opuścił i abym żył w celibacie. I zwróciłem się do Jezusa: „nie zabieraj mi Zdenki!”. Ale On się tylko uśmiechnął i powiedział: „Nie bój się, Zdenkę tobie zostawię”.
Kiedy wróciłem do mojej dziewczyny Zdenki, opowiedziałem jej to wszystko co się stało, ale z początku ona mnie w ogóle nie rozumiała. Ona wtedy tak jak ja wcześniej była ateistką. Zaczęliśmy się więc od siebie oddalać. Ale wkrótce zaczęły się urzeczywistniać słowa Jezusa, który powiedział, że mi Zdenkę zostawi. Zdenka otrzymała dar, łaskę, która zrealizowała się podczas snu. We śnie pojawił się na dachu budynku jakiś zakonnik i powiedział: „nie wyśmiewaj się”. Po tym śnie przyszła ona do mnie i powiedziała, że już mi wierzy i chce zostać osobą wierzącą. Rozpoczęliśmy więc przygotowania do chrztu.
Opowiadanie o moim doświadczeniu nie było łatwe. Kiedy opowiadałem to wszystko moim przyjaciołom ze swojego środowiska, to spotykałem się z niezrozumieniem, a wręcz zaczęto mnie traktować jak wariata. A ja nie wiedziałem, czy są inni ludzie, którzy podobnie jak ja spotkali się z Jezusem. Chciałem spotkać się z wierzącymi, ale nie wiedziałem dokąd pójść. Zorientowałem się, że chrześcijanie są podzieleni. Myślałem, że chrześcijanie to jedna grupa, która raduje się w Chrystusie. Ja nie wiedziałem, do których chrześcijan powinienem pójść, aby nie zostać zwiedzionym.
W międzyczasie odwiedziłem swojego perkusistę. Siedziałem na oknie i patrzyłem się na ulicę. Tam przechodzili ludzie, którzy właśnie wyszli z pociągu, a pośród nich był mój kolega gitarzysta z naszego zespołu. On także zażywał narkotyki, prowadził rozrywkowy tryb życia. Nigdy nic nie czytał, nie interesował się w ogóle książkami. Dlatego zdziwiłem się, jak zobaczyłem, że on trzyma w ręku książkę. On podszedł pod moje okno, zatrzymał się, popatrzył na mnie i powiedział: „chwytaj!”, i rzucił tą książkę w moją stronę. Złapałem ją i przeczytałem tytuł. Była to książka Vassuli Ryden pt. „Prawdziwe życie w Bogu”. Ta książka to spisane dialogi i przesłania Jezusa do Vassuli Ryden, współczesnej mistyczki i pisarki, którą Bóg wybrał dla swoich przekazów. W momencie otrzymywania tych przekazów Vassula nie wiedziała nic o Bogu, dlatego Bóg w prostych słowach wszystko jej tłumaczył. Te przekazy uczą więc jak poznać Boga od podstaw.
Otworzyłem tę książkę na przypadkowej stronie i zacząłem czytać. I wtedy stało się ze mną to samo, co stało się kiedy przyszedł do mnie chłopak i opowiadał o Jezusie. Jezus powiedział do mnie: „Czytaj”. W tym momencie zalała mnie jeszcze większa radość i słodycz, którą przeżywałem wcześniej. Każde słowo, które tam czytałem, uzdrawiało mnie w sekundę. Bo ja ciągle jeszcze byłem pełen bólu i żalu i miałem skaleczoną duszę i psychikę. Kiedy czytałem te słowa to czułem się jak w bezpiecznej kopule. Podnosiły mnie one do życia. Jednocześnie zdarzało mi się, że atakował mnie szatan. Groził mi, że jeśli nie wrócę do wcześniejszego życia to mnie zabije.
Podczas czytania otrzymałem jasny przekaz od Jezusa: „To jest ode mnie”. Dzięki temu, co tam było napisane, poznawałem kim jest Bóg. Uczyłem się podstawowego katechizmu. Stamtąd też nauczyłem się pierwszy raz takich pojęć jak Eucharystia. Bo ja do tej pory nie wiedziałem co to jest, więc to pojęcie wzbudziło moje zainteresowanie. I w tej książce było napisane, że ważne jest aby ją spożywać, gdyż kiedy spożywamy chleb, to spożywamy Jego ciało i kiedy pijemy wino z kielicha to pijemy Jego krew. I ten chleb i wino mają moc nas przemieniać, uzdrawiać i przebóstwić. Ja tego nie rozumiałem wtedy, ale wiedziałem, że muszę to mieć. Ale nie wiedziałem gdzie mogę znaleźć tę Eucharystię. Zdenka pracowała wtedy w aptece, a jej koleżanka była wierzącą katoliczką.
Natychmiast przyszedłem do apteki i krzyczałem: „gdzie jest Eucharystia? Ja jej potrzebuję!” Ale ta wierząca dziewczyna nie dała mi jej, tylko skierowała mnie do pobliskiego kościoła, bo tam dają Eucharystię. Wziąłem więc pod pachę książkę Vassuli i pobiegłem do kościoła. Zastukałem do drzwi, wyszedł wystraszony diakon. Ja wtedy miałem długie włosy i byłem brudny. On zapytał mnie: „Czego chcesz?”. A ja mu pokazałem książkę i powiedziałem: „Hej, tu jest napisane, że muszę mieć Eucharystię! Czy możesz mi ją przynieść?” Ale on mi odpowiedział, że to nie jest takie proste. Odpowiedziałem, aby mi ją załatwił, bo Jezus mówi, że to jest ważne! Diakon wyjaśnił mi czym jest Eucharystia i rozpocząłem przygotowania do jej przyjęcia i przyjęcia sakramentu chrztu. Moja Zdenka kiedy zobaczyła co się ze mną stało, powiedziała mi, że tylko Bóg mógłby przemienić takiego typa jak ja. Ona uwierzyła mi, że spotkałem się z Bogiem i przygotowywała się wraz ze mną do sakramentu chrztu.
Zacząłem się spotykać z osobami, które miały podobne doświadczenia po lekturze książki „Prawdziwe życie w Bogu” Vassuli Ryden. Wspólnie się modliliśmy i śpiewaliśmy wielbienia. Zacząłem komponować pieśni i ewangelizować. W Czechach jest to jednak trudne, bo kiedy wypowiesz tam imię Jezus, to ludzie myślą, że jesteś wariatem. Owocem mojego nawrócenia było nawrócenie części rodziny mojej i Zdenki oraz niektórych osób z mojego zespołu muzycznego. Wiele innych nawróceń nastąpiło dzięki czytaniu orędzia p. Vassuli. W naszej wspólnocie jest około 100 osób, które wspólnie organizują ewangelizację. Osoby te tworzą wspólnotę modlitewną i odmawiają różaniec w intencji jedności Kościoła i nawrócenia świata.
Ja byłem sam wychowywany tak, aby nienawidzić Kościół, księży, papieża. A Jezus zniszczył we mnie tę mentalność. Zobaczyłem, że Kościół to jest jedna rodzina, która ma jednego Ojca. W książce Vassuli Ryden Jezus przekazuje, że Kościół jest jeden, a to ludzie go podzielili. Jesteśmy braćmi i siostrami i zamiarem Boga nie są podziały w Kościele. Siłą jednego Kościoła jest Święty Duch. Wylewa się On na cały świat, aby podźwignąć Kościół z ruin i go skonsolidować. Zaproponował nam ten dom, który okupił własną krwią. Jeżeli będziemy wspólnie żyć w tym domu, to On będzie nas uzdrawiał i przemieniał. I będzie powoli przyciągał wszystkich ludzi do swego domu. Bo Jego wolą jest to, aby wszyscy, którzy wzywają Jego imienia stanowili jedno. Vassula Ryden organizuje ekumeniczne pielgrzymki ludzi z całego świata ze wszystkich religii, które mają przezwyciężyć wzajemne uprzedzenia. Jezus otwiera nam oczy i serce na prawdę, że nie jest ważne, czy jestem Czechem czy Polakiem, bo wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca. I zamiast szukać różnic między sobą powinniśmy się wzajemnie ubogacać. Ja już nie patrzę na drugą osobę mówiąc: ty jesteś inny, ty nie jesteś mój, ale mówię, jak piękne jest to jak cię Bóg stworzył. W ten sposób napełniamy Bożą jedność i czcimy Boga w Duchu i w prawdzie abyśmy zjednoczyli się w sercu.
Relacja Zdenki, żony Honzy:
Kiedy zobaczyłam Honzy nawrócenie, to pomyślałam, że to musiał działać Bóg patrząc na to, jakie zmiany w nim zaszły. Do chwili nawrócenia Honza miał wiele złych cech, był egoistyczny, arogancki i źle traktował innych. Mnie traktował lepiej, bo mnie kochał. I to mnie do niego przyciągało. Ale po nawróceniu te wszystkie złe jego cechy odeszły. Zaczął być dobry i miły dla innych. Mnie kochał dalej, ale nie chciał ze mną już współżyć, bo czuł, że na ten moment to nie jest dobre. Przestał pić, brać narkotyki i grać ciężki metal. Znając Honzę mam przekonanie, że taką przemianę mógł uczynić tylko Bóg. Dlatego też zaczęłam się interesować tym, co się z nim działo. Zaczęłam się też modlić do Boga tak jak umiałam. Mówiłam: „Jeżeli Ty jesteś, to powiedz i pokaż też to mi co pokazałeś Honzie.” Ale nie doznałam podobnego doświadczenia.
Po nawróceniu Honza zaczął chodzić na nauki chrzcielne i przygotowywać się do tego sakramentu. Ja chodziłam razem z nim, bo nie miałam innego zajęcia a sama już byłam ochrzczona jako małe dziecko. Prowadził nas diakon, który nauczał nas na temat sakramentu chrztu. Jak słuchałam tej nauki to czułam się dobrze, jakbym wreszcie odnalazła swój dom. Czułam, że zbliżam się do prawdy. Honza został ochrzczony a ja w wieku 25 lat miałam pierwszą komunię i spowiedź. Rok później przystąpiliśmy do bierzmowania i mieliśmy przygotowanie do ślubu. Na ostatnim spotkaniu w ramach tego przygotowania diakon wziął mnie na bok i powiedział mi, że nie powinnam brać ślubu z Honzą. On przewidywał, że Honza będzie nieustannie czytać orędzie „Prawdziwe życie w Bogu”, które jeszcze wtedy nie miało akceptacji Kościoła (obecnie posiada ono imprimatur oraz nihil obstat). To czego oczekiwał ode mnie ten diakon było trudne do przyjęcia. Byłam tym zaskoczona i przestraszona. Ogólnie ten diakon wyśmiewał się ze współczesnych orędzi, bo nie wierzył, że Bóg może dzisiaj tak po prostu rozmawiać z człowiekiem. Dla mnie ten diakon był autorytem, więc ja też zaczęłam się wyśmiewać z orędzi.
Poszłam do domu i położyłam się spać. I miałam wtedy wyjątkowy sen. On był jakby rzeczywisty. W tym śnie spacerowałam przez miasto Ołomuniec i przede mną był budynek sądu. Na dachu tego budynku zobaczyłam jakiegoś zakonnika. I on szedł powoli. Ubrany był jakby w mundur żołnierza z I wojny światowej w kolorze khaki. Miał też okulary. I jak mnie ujrzał to powiedział autorytatywnym głosem: „Boisz się?” Odpowiedziałam: „Tak, bardzo.” A on powiedział: „nie bądź przeciwko temu urędziu 'Prawdziwe życie w Bogu'”. Odpowiedziałam: „Dobrze”. On jeszcze zapytał: „Boisz się jeszcze?”. Odpowiedziałam: „Jeszcze trochę”. Na to on powiedział: „Nie miej nic przeciwko orędziom Katarzyny Emmerich. Nie wyśmiewaj się z nich”.
To było dla mnie potwierdzeniem, abym nie odwracała się od Honzy. Osobiście dostrzegam wielkie dobro, jakie zrodziło się po lekturze orędzia Vassuli, tak w przypadku Honzy jak i moim.
Jakiś czas później po moim nawróceniu wzięłam gazetkę z kościoła, w której był artykuł o o. Maksymilianie Kolbe. Zobaczyłam tam jego zdjęcie i od razu rozpoznałam na nim tego zakonnika, którego widziałam we śnie. To był o Maksymilian Kolbe.
Żyłam daleko od Boga, daleko od Kościoła. Żyłam daleko do tego stopnia, że nie przyjęłam nawet sakramentu bierzmowania wspólnie z rówieśnikami. To nie tak, że w ogóle nie wierzyłam… To była słaba wiara, ot tak lekko się tląca, ale nie modliłam się, nie korzystałam z sakramentów i żyłam w grzechach. O Bogu po prostu nie myślałam, a już na pewno nie na poważnie.
Kiedyś byłam u znajomych na wieczorze filmowym. Ja fanka horrorów i tego dreszczyku emocji nie mogłam się doczekać oglądania filmu „Egzorcyzmy Emily Rose”. Podczas oglądania czułam ogromny niepokój. Coś było nie tak do tego stopnia, że poprosiłam o wyłączenie filmu w połowie i nie obejrzeliśmy go do końca.
Jakiś czas później byłam u przyjaciółki, która puściła mi na youtube nagranie ze zdjęciami, które rzekomo pochodziły z prawdziwych egzorcyzmów tej właśnie filmowej Emily Rose. Również poprosiłam o wyłączenie. Obejrzałyśmy więc komedię i poszłam do domu nie pamiętając już poprzednich obrazów i dźwięków.
Pamiętam, że nigdy nie miałam problemów ze snem. Tak jak się kładłam wieczorem tak budziłam się rano, więc byłam bardzo zdezorientowana, kiedy obudziłam się w środku nocy. Obudziłam się pewna, że pora wstawać, ale na zewnątrz było ciemno a ja poczułam się dziwnie. Sięgnęłam więc ręką po telefon, który pokazywał równo godzinę 3:00 (kto oglądał film ten wie, że w horrorze o którym mówiłam główna bohaterka była nękana o tej godzinie przez demony).
Zdezorientowana położyłam się z powrotem spać, tłumacząc sobie, że psychika płata mi głupie figle, ale nie mogłam się wyzbyć wrażenia że coś się dziwnego dzieje. W pewnym momencie zaczęłam słyszeć dziwny szum, tak jakby zbliżający się do mnie i otaczający mnie. Wpadłam w tak jakby paraliż senny (wtedy jeszcze nie wiedziałam co to jest). Czułam się w pełni świadoma, ale nie mogłam się ruszyć, nie mogłam krzyczeć a czułam, że coś złego się do mnie zbliża. W pewnym momencie miałam poczucie, bardzo realne, że unoszę się nad swoim łóżkiem, że coś mnie ciągnie w górę. Wyraźnie wszystko widziałam i czułam jakbym lewitowała. Byłam bardzo, bardzo wystraszona, czułam że nie mogę się wydostać z tej sytuacji. Wtedy, nie wiem dlaczego i skąd mi to przyszło do głowy, ale z całych sił jakby wewnętrznych zaczęłam się modlić modlitwą „Zdrowaś Maryjo”. Pomogło, bo „opadłam” na łóżko i mogłam się już normalnie ruszać. Wstałam i z płaczem pobiegłam do łóżka mojej mamy.
Przez następne dni nie mogłam spać sama, spałam z mamą przez kilka miesięcy i co noc budziłam się równo o 3 godzinie. Moja mama zasypiała przy radiu Zet i zawsze słyszałam to samo: „minęła właśnie 3:00 w radio Zet”. Znowu słyszałam te same szumy i bardzo się bałam, ale modlitwa do Mamy Maryi za każdym razem pomagała. Im więcej czasu upływało, tym rzadziej się budziłam o trzeciej nad ranem, ale taka sytuacja miała miejsce kilka lat. Oczywiście tłumaczyłam to sobie na różne sposoby, głównie tym, że naoglądałam się głupich horrorów to mam za swoje, i że coś się może stało z moją psychiką. Nie myślałam o tym jednak często bo samo myślenie o tym wywoływało u mnie lęk i niepokój.
Żyłam więc dalej, a ta sytuacja niczego mnie na tamten moment nie nauczyła. Dalej w grzechach, dalej bez Boga. Żyłam w związku z chłopakiem bez ślubu, w dodatku on był alkoholikiem. Nie układało nam się przez jego picie, ja zatracałam się coraz bardziej w poczuciu bezsensu. Wynajmowaliśmy wspólnie mieszkanie i był taki dzień, kiedy czekałam sama w mieszkaniu na właściciela, który miał naprawić nam szafki w kuchni, ale nie przyszedł o umówionej godzinie. Nadchodził wieczór więc postanowiłam, że się zdrzemnę. Obudziło mnie szuranie i trzaskanie szafkami w kuchni. Wstałam szybko myśląc, że to ten właściciel. Byłam zła, że tak po prostu wszedł do mieszkania kiedy spałam i byłam gotowa zrobić mu niezłą burę. Jak bardzo byłam zdziwiona, kiedy wpadłam do salonu połączonego z kuchnią i się okazało, że nikogo tam nie ma! Zrobiło mi się bardzo nieswojo… Nie wiedziałam co się właściwie wydarzyło.. czy to mi się śniło? Czy o co chodzi… i poczułam ten dobrze mi znany lęk i niepokój. Obróciłam głowę i zobaczyłam ustawioną na zegarze ściennym godzinę 3:00! Ten zegar generalnie na co dzień nie działał bo nie miał baterii… Wpadłam w panikę, ale uspokajałam się tłumacząc sobie, że ktoś robi sobie ze mnie żarty albo że wyolbrzymiam problem. Usiadłam przy stole, na którym był laptop i pomyślałam, że obejrzę coś, żeby odciąć swoje myśli od tej sytuacji. Otworzyłam go, a on zaczął wariować i okropnie piszczeć. Nie mogłam wcisnąć nic na klawiaturze, a na pasku wyskakiwała tylko jedna cyfra 666666666…
Tego było za wiele. Wpadłam w panikę i zadzwoniłam do chłopaka, żeby mu wszystko opowiedzieć i zapytać czy to on ustawił tak wskazówki zegara, ale stanowczo zaprzeczał, i widząc w jakim jestem stanie wrócił wcześniej z pracy do domu.
Kolejne sytuacje, które sobie przypominam, a związane są jak teraz jestem przekonana z działaniem demonów, to wszechogarniające złe myśli. Były one różnego rodzaju, ale najbardziej zapamiętałam tą, która pojawiała się często gdy stałam na tarasie 4 piętra: „skocz, po co masz się męczyć„, „no jeden skok i po bólu„, „zrobisz innym przysługę„. Słyszałam te myśli i brałam je za swoje. Dzisiaj wiem, że moje nie były. Całe szczęście i Chwała Panu, że miałam siłę, aby się im oprzeć, ale było już naprawdę źle.
Powoli zaczynałam się wybudzać. Zmęczona, zrezygnowana, pełna poczucia bezsensu i niemocy. W końcu padłam na kolana prosząc Pana Boga aby mnie zabrał, bo ja nie chcę już żyć. Wtedy wydarzyło się coś niesamowitego.. Bóg odpowiedział mi… Dał mi poczuć swoją wszechogarniającą miłość, tak jakby mocno mnie przytulił, a te wszystkie negatywne uczucia, które miałam jeszcze przed chwilą zniknęły. To był punkt zwrotny w moim życiu. Już wiedziałam, że Bóg jest, i że jest bardzo dobry.
Zaczęłam zmieniać swoje życie, czułam że jestem prowadzona jak za rękę do Kościoła, do sakramentów. Zły jednak nie odpuszczał i dręczył mnie w tamtym okresie np. na wszelkie sposoby próbował mnie odwieść od spowiedzi. W Kościele czułam się bardzo źle… Było mi duszno, gorąco, słabo… Miałam, np. takie obrazy w głowie, że zaraz podejdzie do mnie ktoś z ławki za mną i wytarga mnie z niej za włosy… Takie „obrazy” miałam kilka razy.
Kiedyś przede mną siedział pewien mężczyzna, wyglądał jakby był chory, może psychicznie? Nie wiem, ale miał „dziki” wzrok, bo jego gałki oczne poruszały się w nienaturalny sposób. Z jakiś powodów co chwilę obracał się i się na mnie patrzył. Ja oczywiście już miałam te wszystkie obrazy w głowie, ale tłumaczyłam sobie to psychiką. W połowie mszy wyszedł ze swojej ławki i przyszedł do mnie i się po prostu dosiadł… Nic się złego nie wydarzyło, ale bardzo się przestraszyłam. Piszę o tym żeby dać wyraz jak mocne były te myśli i zastraszanie.
Kiedy w końcu wyspowiadałam się i przyjęłam po latach Komunię wiele z tego odeszło. Wróciło na chwilę jak przygotowywałam się do bierzmowania. Miałam wtedy dwa bardzo realne demoniczne sny, które lubiły się przypominać. W jednym z nich byłam opętana, lewitowałam nad księdzem który się nade mną modlił i to coś przez moje usta śmiało się z tego księdza. Przez ten sen długo bałam się egzorcystów. Dawało to o sobie znać np. podczas wspólnotowej modlitwy na dniach uwielbienia, którym przewodził ksiądz egzorcysta.
Tak naprawdę tego strachu pozbyłam się dopiero 1,5 roku temu, kiedy uczestniczyłam w wyjazdowych rekolekcjach dla grup parafialnych caritas. Prowadził je ksiądz egzorcysta, a ja przez pierwsze dni czułam się bardzo nieswojo. Moja współlokatorka mówiła, że krzyczałam przez sen: „nie pokonasz, nie pokonasz!„. Dopiero podczas jednego z luźnych grupowych spotkań opowiedziałam temu księdzu swoją historię, a on potwierdził że to były prawdziwe nękania demonów. Od tamtej pory nie boję się tego tematu, a dzięki temu doświadczeniu potrafię w porę rozpoznać ich działanie.
Chcę zaznaczyć, że to bardzo streszczony opis tego procesu, który przechodziłam i w wielu aspektach nadal przechodzę dla swojego nawrócenia.
Wszystko co opisałam to moje prawdziwe osobiste przeżycia, chociaż wiem że dla postronnych osób mogą brzmieć szaleńczo.
Dzisiaj żyję w łasce uświęcającej już od kilku lat. Jestem wdzięczna Panu Bogu, że mnie odnalazł, podniósł, zmienił moje życie i prowadzi mnie każdego dnia.
/świadectwo przesłane przez anonimowego czytelnika/
Śledź nas:
Strona Adlucem.pl ma charakter niekomercyjny. Chcesz wesprzeć rozwój portalu? Zawarta treść pomogła Tobie? Postaw autorowi kawę!